Kocham Bloglovin'

przez - marca 06, 2014

Dopiero od około tygodnia korzystam z Bloglovin' i już nie wyobrażam sobie życia bez tego narzędzia. I muszę się tym podzielić. A jak!




A co to jest? Ano takie coś, co pomaga śledzić ulubione blogi. I odkrywać nowe. Jak to działa? Zakłada się profil (można go powiązać z facebookowym, ale nie trzeba) i "followuje" ulubione blogi. Mamy przejrzysty interfejs, gdzie widać, kogo lubimy, ile napisał postów i ile z nich jest nieprzeczytanych. Można coś zawsze zaznaczyć powtórnie jako nieprzeczytane, jeśli zaczniemy czytać, ale nie skończymy i będziemy chcieli do tego wrócić. Można lajkować.

Dlaczego to takie fajne? Bo pozwala się nie pogubić. Ja czytam kilkanaście blogów, nie potrafiłam ich nigdy wszystkich wymienić. Fanpage niektórych miałam zalajkowane na fb. Ale wiadomo, jak działa fb. Pokazuje, co chce i nie zawsze widzimy info o nowym poście. Inne blogi śledziłam dzięki newsletterom, na jeszcze inne zaglądałam tylko, jak sobie o nich przypominałam. Aha, jeśli ktoś miał bloga na blogspocie - jak ja - śledziłam go tam. Czasem widziałam, że ktoś coś napisał, ale nie miałam czasu tego od razu czytać. Otwierałam sobie więc nowe okno, żeby przeczytać posta później, ale czasem tak długo to wisiało, że w końcu się dezaktualizowało. Albo zamykało przez przypadek. Albo inne nieszczęście. 

Innymi słowy nie było jak śledzić i nie przeoczyć wszystkiego, co miałam ochotę przeczytać.

Ja wiem, że Bloglovin' to nic zbytnio odkrywczego może. Jest też przecież Feedly na przykład. Nie znam dokładnie tej aplikacji, ale widzę, że niektórzy z Was właśnie stamtąd do mnie trafiają. To zdaje się coś podobnego, a nawet bardziej uniwersalnego, bo nie tylko do blogów. Ale ja akurat trafiłam na Bloglovin' i nie wyobrażam już sobie bez tego życia ;-) Czuję, że panuję nad moją wirtualną blogową biblioteczką, uniezależniłam się od kaprysów wujka Zuckerberga (ba, nawet sobie drastycznie uporządkowałam ulubione fanpage, więc i moja tablica jest bardziej przyjazna i da się przez nią przebrnąć nawet po weekendowej nieobecności w internetach). Jednym słowem wiosenne porządki wpłynęły na mnie zbawiennie!





Do pełni szczęścia (i produktywności, bo porządek ma niebagatelny wpływ na moją pracę) brakuje mi tylko ogarnięcia w jakieś gustowne i nieinfantylne pojemniki wszystkich nowych zabawek, jakie Mila dostała na urodziny. Nie uwierzycie, ale świadomość tego, że za ścianą gabinetu, w którym piszę tego posta, jest pokój, gdzie na dywanie wala się miliard klocków LEGO, zestaw ślicznych filiżanek z IKEA oraz ohydnych, ale jakże kochanych przez moje dziewczyny plastikowych chińskich naczyń i warzyw/ owoców, sprawia, że nie mogę się porządnie skupić i myślę tylko o tym, żeby pójść ten bajzel posprzątać. Co nie jest wcale łatwe, bo brakuje odpowiednich pojemników właśnie.


P.S.
Teraz już wiecie, kogo czytam. Ale o tym, kogo najchętniej i dlaczego napiszę kiedyś. Inną razą.

Powiązane wpisy

2 komentarze