Zaczynam tego posta pięknym zdjęciem pięknej jesieni, które właśnie przed chwilą zrobiłam. Dziś chcę Wam zakomunikować coś, z czym nosiłam się od jakiegoś czasu. Bez zbędnych wstępów: od teraz będzie mnie tu trochę mniej.
Jeszcze mniej??? - Zapytacie. No tak. Ja wiem, że nie byłam zbyt płodną blogerką, ale jednak coś tam raz na jakiś czas pisałam. Czasem nawet dwa posty tygodniowo! :-P Blogowanie miało być przyjemnością, nie rutyną czy obowiązkiem. Dlatego w założeniu miałam pisać wtedy, gdy było o czym. Gdy chciałam się czymś podzielić, coś opisać. Ja wiem, że są blogerzy publikujący codziennie i podziwiam ich za tę dyscyplinę, natomiast nie kojarzę żadnego bloga, któremu by to wychodziło na zdrowie.
Ale nieważne, ja nie o tym przecież. Czemu nie chcę więcej pisać? Niby chcę, ale aktualnie martwią mnie pewne kwestie natury osobisto-rodzinnej i okazuje się, że ani nie potrafię, ani nie chcę za bardzo o tym pisać. A że nastrój mam średni, to i o innych rzeczach mi nie bardzo wychodzi. Przygotuję jeszcze na pewno wypasionego i kolorowego posta o naszych wakacjach w Chorwacji, z których właśnie parę dni temu wróciliśmy. Ale dajcie mi chwilę na ogarnięcie zdjęć, których jest z milion. W tym tygodniu już nie dam rady, bo życie zajmuje mi zapanowanie nad chaosem, jaki panuje w domu po powrocie: tony prania, prasowania, sortowanie dziecięcych ciuchów i roszady w garderobie (zmiana letniej na jesienną), sprzątanie oraz przygotowywanie imprezy urodzinowej Niny, która już w najbliższą sobotę. Jak tylko opadnie po niej kurz, biorę się za zdjęcia i posta wakacyjnego ostatniego. Bo więcej już chyba w tym roku nie wyjedziemy. Chociaż kto wie... ;-)
Nie zarzekam się, że potem nic tu więcej nie napiszę. Wręcz przeciwnie - jak tylko się da, powrócę. Chcę natomiast z góry usprawiedliwić moją nieobecność i prosić, żebyście jednak tak zupełnie nie spisywali mnie na straty ;-) Poza tym jestem regularnie obecna na Instagramie i tam można się przekonać, że nadal żyję. Zaglądajcie i followujcie - będzie mi miło.