Obsługiwane przez usługę Blogger.
  • Home
  • PLAKATY
    • o plakatach
    • sklep
  • podróże
  • ZDROWIE
    • sport
    • dieta
    • cukrzyca
  • inspiracje
instagram bloglovin facebook pinterest dawanda Society

Nudy nie ma

Historia wyboru naszej tegorocznej głównej destynacji wakacyjnej jest dość zawiła. To, dokąd się wybierzemy, okazało się dosłownie dwa dni przed wyjazdem. Ale gdy podróżuje się w takiej formule, w jakiej my to robimy od roku, takie przedwyjazdowe rozterki nie stanowią wielkiego problemu :-)



Dreams do come true

Jak wiecie z moich relacji z kilku podróży w sekcji travel (a ile wyjazdów czeka nadal na opisanie!), od roku podróżujemy naszym wymarzonym samochodem - VW California. To auto w znacznym stopniu zdeterminowaÅ‚o formułę naszego podróżowania: już nie hotele, apartamenty czy inne pensjonaty. To już nie dla nas. Teraz jedziemy tam, gdzie turystów raczej mniej, niż wiÄ™cej, gdzie widoki zapierajÄ… dech w piersiach, i tam, gdzie zaraz po obudzeniu możemy cieszyć siÄ™ spojrzeniem na piÄ™kny krajobraz i po kilku krokach znaleźć siÄ™ na plaży, która jest tylko dla nas. Brzmi jak bajka? Owszem, ale to możliwe. Trzeba tylko przestawić gÅ‚owÄ™ z myÅ›lenia "hotel z all inclusive" na.... samochód z all inclusive! :-)))


No wiÄ™c od poczÄ…tku. Dwa lata temu byliÅ›my w Portugalii. Można powiedzieć, że zjechaliÅ›my caÅ‚y kraj wzdÅ‚uż wybrzeża, bo polecieliÅ›my do Faro, tam wypożyczyliÅ›my samochód i przemieszczaliÅ›my siÄ™ na północ, gdzie w Porto samochód zwróciliÅ›my i stamtÄ…d wróciliÅ›my samolotem do domu. TÄ™ podróż też muszÄ™ koniecznie opisać, bo Portugalia okazaÅ‚a siÄ™ być naszÄ… ogromnÄ… miÅ‚oÅ›ciÄ…. Nie wiem, czy to nie byÅ‚a nasza najpiÄ™kniejsza podróż! No wiÄ™c, jak siÄ™ domyÅ›lacie, zapragnÄ™liÅ›my dojechać na sam koniec Europy na wÅ‚asnych czterech kółkach! TÄ… myÅ›lÄ… żyliÅ›my przez caÅ‚e miesiÄ…ce. Jednak po wielu przemyÅ›leniach, rozmowach, analizach stwierdziliÅ›my, że chyba jednak taka podróż byÅ‚aby zbyt wymagajÄ…ca. To ponad 3500 km tylko do samej Portugalii, a potem przecież jeszcze trzeba trochÄ™ pojeździć po kraju. Plus temperatury - w lipcu jest spore prawdopodobieÅ„stwo mega upałów, również w krajach po drodze. Plus na takÄ… podróż trzeba mieć wiÄ™cej czasu. Tak wiÄ™c z  wielkim żalem odÅ‚ożyliÅ›my tÄ™ destynacjÄ™. Ale wierzÄ™, że kiedyÅ› tam pojedziemy!

Jeśli nie Portugalia, to co? Przeglądamy w głowie naszą mapę wymarzonych, pięknych, malowniczych i koniecznie nadmorskich miejsc. W zeszłym roku zamarzyła nam się Dania - spełnia wszystkie kryteria. Niestety podczas naszego pobytu tam pogoda się popsuła, więc musieliśmy uciekać na południe, do pięknych (i absolutnie niedocenionych turystycznie) Niemiec. Pozostał więc ogromny niedosyt Danii i pewność, że do niej wrócimy. No ale może jednak jeszcze nie w tym roku, tym bardziej, że podróżować mieliśmy ze znajomymi, którzy Danię mają solidnie zaliczoną. W takim razie Szwecja! Dużo dobrego czytałam i oglądałam na jej temat, sama byłam jedynie w Sztokholmie. Tak więc Szwecja była naszą drugą destynacją i z ekscytacją na ten wyjazd czekaliśmy. No i co znowu poszło nie tak? Jako istota mocno ciepłolubna, w lecie kochająca się tak solidnie wygrzać, orzekłam, że będzie za zimno..... Tak więc znajomi dwa dni przed wyjazdem mówią: Grecja! Super, niech zatem będzie Grecja! Zmarznąć na 100% nie zmarznę!!! :-)

Więc wiecie już, dlaczego tak kocham podróżowanie campervanem, camperem lub z namiotem? Bo za wiele nie trzeba planować. Bo ma się wolność wyboru czasu i miejsca. Żadnych rezerwacji pół roku wcześniej, ryzyka, że pogoda nie będzie współpracować albo że nie spodoba nam się hotel, za który zapłaciliśmy masę kasy. Po prostu WOLNOŚĆ, robienie wszystkiego po swojemu.

Ale do rzeczy! Wyruszyliśmy więc. Żeby dotrzeć do Grecji, trzeba pokonać prawie 2000 km. I to ta podróż okazała się najcięższa. Nie sama jej długość, ale to, że przejeżdżać trzeba przez wiele krajów - ale to też nie problem sam w sobie. Tylko to, że przekraczać trzeba kilka przejść granicznych. To jest to, od czego się zupełnie odzwyczailiśmy, podróżując od lat głównie po strefie Schengen! A tu mamy granicę Węgry-Serbia, Serbia-Macedonia, Macedonia-Grecja. I na każdej z nich kolejka na 1-2 godziny! Coś, co wymęczyło nas psychicznie i fizycznie tak solidnie, że słowo Wam daję - klęłam na tę Grecję bardzo mocno i zarzekałam się, że NIGDY nie wybiorę się w tę część Europy! No ale odwrotu nie było, odstaliśmy swoje. Pozostały w nas wspomnienia tych graniczno-tranzytowych perypetii oraz anegdotki, z których śmiejemy się teraz ze znajomymi, popijając greckie wino na tarasie.

Tak więc po przejechaniu tych wszystkich krajów dotarliśmy do Grecji. Kierowaliśmy się na Saloniki i chwilę przed tym miastem odbiliśmy na południe, aby dostać się wybrzeża Morza Egejskiego. Jego widok wynagrodził nam trudy podróży. Zjeżdżaliśmy dalej na południe, gdyż naszym celem był Peloponez, który planowaliśmy objechać.

A tak wyglądał pierwszy nocleg. Pure joy i cała plaża dla nas. A potem było już tylko lepiej. To nasz pierwszy wyjazd, podczas którego 100% noclegów było na dzikusa. Grecja to kraj, gdzie oficjalnie biwakowanie na dziko jest zabronione, ale zarówno z doświadczenia naszego, jak i innych wynika, że nie ma z tym problemu i jest to zjawisko jak najbardziej tolerowane.



Generalnie na tym wyjeździe unikaliśmy dużych miast, więc objechaliśmy z dala Ateny i przez Korynt dostaliśmy się w końcu na Półwysep Peloponez.


Peloponez to już w zasadzie samograj. Bez bardziej sprecyzowanego planu poruszaliśmy się głównie drogą wzdłuż wybrzeża, czasem zapuszczając się lekko w interior. Tu muszę wspomnieć, że zdarzają się trasy kręte, z jednej strony skała, z drugiej urwisko. Wrażenia gwarantowane. Przed naszym majowym pobytem na Korsyce (link) naczytaliśmy się o tamtejszych drogach. Ponoć miały być takie niebezpieczne. No to tu było moim zdaniem ciekawiej ;-) Ale za to te widoki! Nie trzeba ich w zasadzie szukać - są wszędzie. Jadąc, ciągle zatrzymywaliśmy się na robienie zdjęć :-)










ZaÅ› przy porannym bieganiu takie widoczki:


Wracając do naszych noclegów. Może w Grecji trudno o takie samotne miejscówki, jak w Rumunii (link do wpisu), szczególnie, jeśli chcemy spać na plaży. A tak chcieliśmy. Nie wszędzie byliśmy więc sami, ale zawsze mieliśmy swój prywatny obłędny widok i tylko nasz kawałek morza :-)

To był mój ulubiony nocleg. Takie widoki od rana do wieczora! A z dodatkowych atrakcji: odwiedziło nas stadko krów :-)






Spaliśmy tam w dole, w zatoczce, nad samą wodą. Wraz z nami kilka kamperów, ale nikt nikomu nie przeszkadzał.


Co jeść w Grecji

W przeciwieństwie do Rumunii, tu nie mieliśmy problemu ze smakowaniem lokalnej kuchni. Wszędzie na naszej trasie, nawet w nieturystycznych małych mieścinach w górach, trafialiśmy na urocze tawerny, gdzie zawsze jedliśmy coś pysznego. Kuchnia grecka jest dość popularna i wielkich zaskoczeń kulinarnych nie przeżyliśmy.

Zawsze, wszędzie i do wszystkiego: sałatka grecka. Niby banał, a jednak pyszna i zdrowa. Ze świetnym serem, którego Grecy raczej nie kroją w kostkę, ale kładą większe kawałki, polane oliwą i posypane ziołami, na wierzchu sałatki.

Must eat to też znana musaka. No chyba, że jesteście wegetarianami. Plastry bakłażana i ziemniaków, mięso mielone, zapieczone w beszamelu i sosie pomidorowym. Zdarza się, że jest ciężkawa, ale ja akurat każdorazowo trafiałam na świetną.

Souvlaki - szaszłyki grillowane na patyczkach. Do tego frytki lub zapiekane ziemniaki. Jako dip (z resztą idealny również do innych mięs czy warzyw) słynne greckie tzatziki. Grecja to w ogóle raj dla mięsożerców (można zjeść jagnięcinę podawaną na najróżniejsze sposoby), ale roślinożercy też się najedzą. W każdej restauracji zjemy na przykład pyszne faszerowane papryki i pomidory, placuszki z cukinii czy dolmades - malutkie "gołąbki" z liści winogron, z farszem ryżowym, serwowane jako przystawka.

Kuchnia śródziemnomorska nie istnieje oczywiście bez ryb i innych owoców morza. Ich miłośnicy w Grecji nie będą głodni. My staraliśmy się jak najczęściej wybierać tawerny bezpośrednio w portach, gdzie jest największe prawdopodobieństwo trafienia na świeże kalmary i rybki.

Nie piszę o zupach, których po pierwsze w greckiej kuchni zbyt wiele nie ma, a po drugie w upały mało kto ma na nie ochotę. Nie wspominam też o deserach, gdyż i tak mocno przekraczaliśmy normy kaloryczne, podjadając pyszne świeże pieczywo z oliwą, serwowane zawsze w czasie oczekiwania na główne dania ;-) Więc deserów już nie zamawialiśmy...









Aaaach, ależ się rozmarzyłam przy tym wpisie! Grecja to cudowna cudowna destynacja wakacyjna i polecam ją z całego serca. Przepiękne widoki, przemili ludzie, pyszna kuchnia. Czego chcieć więcej - no sami powiedzcie.... :-)

A czy coś nam się podczas naszej podróży nie podobało? Tak!!! Naczytaliśmy się, jaka to super jest Lefkada... Najpiękniejsze plaże Europy! Raj dla miłośników spokoju i natury!!! No cóż, poświęciliśmy (a wręcz chyba powiem, że straciliśmy) jeden dzień, aby ten raj odnaleźć. Niestety, Lefkada okazała się raczej czymś na wzór zatłoczonej, dudniącej muzyką Ibizy w sezonie... Tak więc tę wyspę będziemy już omijać, ale do Grecji mam nadzieję wrócić.
Share
Tweet
Pin
Share
Brak komentarzy

Nie będę ukrywać - Rumunia to nie była moja wymarzona destynacja. Oszczędzę Wam jednak całego procesu decyzyjnego. Kierunek był jedynym sensownym wówczas i tam też się wybraliśmy. Niestety ruszyliśmy z zerowym researchem (czego nie lubię) i w zasadzie to poza Trasą Transfogaraską i mamałygą nie wiedziałam, czego się mam spodziewać.



Do Rumunii jedzie siÄ™ przez SÅ‚owacjÄ™ i WÄ™gry. Przez WÄ™gry jechaliÅ›my też do Grecji w lipcu (wpis w trakcie tworzenia). A droga przez WÄ™gry to jest Å›wietna droga, bo ja WÄ™gry bardzo lubiÄ™. LubiÄ™ przyjaznych ludzi, Å›wietnÄ… kuchniÄ™ i dobre wino. Tokaj jest przeuroczy, w Egerze Å‚atwo stracić gÅ‚owÄ™ w licznych piwniczkach winnych w Szépasszonyvölgy. Tylko nad Balatonem nie mogÄ™ znaleźć nic, co mi siÄ™ podoba. Możecie coÅ› polecić?



Ale do rzeczy! Nasz pierwszy postój w Rumunii to Oradea. Miasto z piękną i ciekawą architekturą barokową i secesyjną, zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie. Zatrzymaliśmy się tam na wymianę pieniędzy i kawę. Bardzo ładna kawiarnia, obsługa mówiąca biegle po angielsku. Jak się potem okazało, Rumuni generalnie bardzo dobrze radzą sobie w tym języku. Nie mieliśmy problemu, żeby porozumieć się po angielsku. Starzy, młodzi - wszyscy mówią dobrze i z ładnym akcentem.

Po Oradei kierowaliśmy się na Kluż-Napoka i w zasadzie te kolejne po początkowym dobrym wrażeniu kilometry w Rumunii były już mało zachęcające. Fatalne drogi, biedne i brzydkie wioski. Furmanki zaprzęgnięte w konie, starowinki prowadzące krowy poboczem, okropne domy potworki. Całe szczęście, że wtedy nie zawróciliśmy, bo potem było już tylko lepiej.

Naszym planem było dotrzeć do Transalpiny i zjechać nią na południe, odbić na wschód, wskoczyć na Transfogaraską i nią wrócić na północ. Transalpina to potoczna nazwa drogi 67C, biegnącej z północy na południe, położonej wysoko w Karpatach. W najwyższym miejscu jesteśmy aż na 2145 m n.p.m. i jest to najwyżej położona droga kołowa w Rumunii. Transalpina ma niecałe 150 km długości i trzeba pamiętać, że piękne widoki i otwarcia to nie jest ta cała trasa. W dużej mierze jedzie się po prostu krętą i męczącą drogą przez las. Ale na przełęczach jest faktycznie przepięknie! Zachwyceni panoramą Karpat na jednej z nich zatrzymaliśmy się nawet na przyrządzenie obiadu. Uroku tej cudownej samej w sobie krainy dodało stado osiołków, które chciały wyjeść mi z talerza obiad :-)) Muszę powiedzieć, że te kadry wspominam chyba najmilej!









Potem przedostaliÅ›my siÄ™ do sÅ‚ynnej Drogi Transfogaraskiej. To trasa o numerze 7C, ma podobnÄ… dÅ‚ugość, co Transalpina. Przecina Góry Fogaraskie (bÄ™dÄ…ce częściÄ… Karpat) z północy na poÅ‚udnie. NiÄ… również możemy wjechać na ponad 2000 m n.p.m., zaÅ› w jej kulminacyjnym punkcie na 2034 m n.p.m. znajduje siÄ™ najdÅ‚uższy w Rumunii tunel o dÅ‚ugoÅ›ci 884 m. To kultowa wÅ›ród motocyklistów trasa. NajpiÄ™kniejszy jest jej północny odcinek. Jest bardzo krÄ™ta, oferuje zjawiskowe widoki i mocne wrażenia.









Åšladami Drakuli

Rumunia to oczywiście również ojczyzna Drakuli. Drakula, a dokładniej Vlad III Palowinik, to autentyczna postać - żyjący w XV w. hospodar wołoski. Skąd przydomek Drakula? Ojciec Vlada należał do Zakonu Smoka. Draco to "smok", przekształcony potem w Dracul - "diabeł". Stąd przydomek Vlada - Draculea, oznaczający "syn smoka" lub "syn diabła". Vlad słynął z okrucieństwa i twardych rządów, ale jego postać nie była tak jednoznacznie negatywna, jak to się czasem przedstawia. Musimy pamiętać, że w tamtych czasach nabijanie na pal i inne wymyślne tortury były po prostu w standardzie. Dla Rumunów Vlad Palownik to bohater narodowy, władca wybitny, który walczył o niezależną i silną ojczyznę.

Drakula wampirem rzecz jasna nie byÅ‚. Jego postać posÅ‚użyÅ‚a natomiast jako pierwowzór powieÅ›ci Brama Stokera "Drakula" (1897). Książka przedstawia transylwaÅ„skiego hrabiego-wampira o imieniu Dracula. Bram zapożyczyÅ‚ jedynie przydomek i pewne elementy z życia Vlada i tym samym stworzyÅ‚ jednÄ… z najbardziej rozpoznawalnych postaci pop-kultury, bÄ™dÄ…cÄ… magnesem przyciÄ…gajÄ…cym turystów do Rumunii. Zamek w Branie, uchodzÄ…cy za siedzibÄ™ Drakuli prawdopodobnie nigdy nie byÅ‚ przez niego zamieszkiwany. DziÅ› jest komercyjnÄ… atrakcjÄ… turystycznÄ…, u swych stóp usianÄ… tanimi straganami z chiÅ„szczyznÄ…, do której podjeżdżajÄ… autokary peÅ‚ne turystów. UciekaliÅ›my stamtÄ…d szybko. Niektórzy mówiÄ…, że to najwiÄ™ksze rozczarowanie Transylwanii. My na szczęście wiedzieliÅ›my, czego siÄ™ tu spodziewać, wiÄ™c niemiÅ‚ego zaskoczenia nie byÅ‚o. "Prawdziwy" zamek Drakuli to zaÅ› Zamek Poenari - twierdza na wzgórzu, blisko Trasy Transfogaraskiej. To tam spaliÅ›my "z niedźwiedziami" (o tym poniżej) i to przez niedźwiedzie wÅ‚aÅ›nie nie można go byÅ‚o wówczas zwiedzić - ponoć 7 sztuk krÄ™ciÅ‚o siÄ™ tego dnia w jego pobliżu i stÄ…d zakaz. Do zamku prowadzi prawie 1500 schodów, ale podobno wysiÅ‚ek wspinaczki wynagradzajÄ… piÄ™kne widoki z twierdzy.


Transylwania, czyli Siedmiogród

ZjeżdżajÄ…c  z Karpat i kierujÄ…c siÄ™ już powoli w stronÄ™ domu wjechaliÅ›my do Siedmiogrodu. To kraina poÅ‚ożona na wyżynie, ze wszystkich stron otoczona różnymi pasmami Karpat. TrochÄ™ nam przypominaÅ‚a ToskaniÄ™, trochÄ™ Bieszczady. Bardzo malownicza. ZaÅ› maÅ‚e miasteczka sÄ… tam wyjÄ…tkowo urocze: kolorowe domy nas zachwyciÅ‚y. Od stuleci zamieszkujÄ… Siedmiogród Sasi (Niemcy), dziÅ› stanowiÄ…cy tu dość licznÄ… mniejszość narodowÄ…. Ich obecność czuć wedÅ‚ug mnie w tym wiÄ™kszym, niż gdzie indziej Å‚adzie i estetyce.










Siedmiogród to też historyczna nazwa siedmiu "grodów", założonych przez niemieckich kolonistów, wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, w których dziś możemy podziwiać siedem kościołów warownych. Ciekawy szlak zwiedzania. Nam udało się zobaczyć tylko cztery z nich, więc jest po co wracać.








Rumuńskie miasta: Braszów, Sighisoara

Do Braszowa trafiliśmy, gdy - jak ja to mówię - zeszliśmy z gór ;-) Po tygodniu biwakowania na dziko, oglądania głównie lasów, koni, owiec i krów, mycia się w systemie mocno spartańskim i skromnego raczej stołowania Braszów był niezłą odmianą. Piękne miasto ze świetnie zachowanym starym miastem i ładnymi knajpami. Wylądowaliśmy tu w zasadzie trochę przez przypadek, bo duże miasta nie były na naszym celowniku podczas tego wyjazdu, spędziliśmy zaledwie popołudnie. Za to piliśmy drinki w przepięknej kawiarni. Prawdziwie instagramowe wnętrze! :-)




W Sighisoarze zatrzymaliśmy się z kolei na trochę dłużej, niż zamierzaliśmy, gdyż złapaliśmy gumę i trzeba było zaczekać do popołudnia kolejnego dnia na naprawę opony. To jest również piękne miasto, uznane z resztą za jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych zespołów miejskich Europy, także wpisane na listę UNESCO. Mnie oczywiście jak zawsze zachwyciły kolorowe elewacje ;-) Sighisoara to ponadto rodzinne miasto Vlada Palownika czyli Drakuli.






Nasze noclegi w Rumunii

Rumunia to raj dla kochających - jak my - biwakować na dziko! Żaden, nawet najfajniejszy camping, nie daje mi takiej frajdy, jak dobra dzika miejscówka. Bliskość natury, cudowne widoki wprost z łóżka, spokój i świadomość, że to boskie miejsce mamy tylko dla nas. No, może nie jesteśmy zawsze zupełnie sami, bo praktycznie wszędzie, gdzie spaliśmy wcześniej czy później pojawiały się jakieś zwierzęta... Owce, krowy, ba - nawet niedźwiedzie! Tak! Raz spaliśmy w wąwozie, nad wartkim potokiem i tuż przed zmrokiem na krętej drodze, kilkadziesiąt metrów od naszego samochodu, pojawiła się niedźwiedzica z dwoma niedźwiadkami! Przyznaję, że napędziła mi sporo strachu :-) Na szczęście zawróciła i znikła gdzieś w lesie, a ja potem żałowałam, że nie zdążyłam zrobić jej zdjęcia.

Gdzie jeszcze spaliśmy? Nad rzekami, nad górskimi strumieniami, nad jeziorami. Pod piękną skałą, która kryła w sobie jaskinię, którą rano zwiedzaliśmy. Z widokiem na panoramę Karpat. Zawsze z pięknym widokiem!!! Te rumuńskie noclegi wspominam najlepiej!
















A co mi siÄ™ w Rumunii nie podobaÅ‚o? 

Przede wszystkim kuchnia. Jest biedna, taka "la cucina povera",  ciężka, maÅ‚o urozmaicona. Trzeba pamiÄ™tać, że to kuchnia pasterzy - ma być prosta i kaloryczna. MamaÅ‚yga (czyli polenta - kasza kukurydziana) sama w sobie nie jest zÅ‚a, z bryndzÄ… czy sadzonym jajkiem jest wrÄ™cz ekstra, ale nie raz zaserwowano nam jÄ… z tak tÅ‚ustym, ciężkim, ciÄ…gnÄ…cym serem, że nie daÅ‚o siÄ™ jej zjeść. SÄ… też treÅ›ciwe zupy, czyli ciorby. Kilka razy jedliÅ›my niezłą, ale nie to, że klÄ™kajcie narody. Jest też dużo serów, dużo kieÅ‚basek, dużo miÄ™s grillowanych. Generalnie wegetarianie w Rumunii nie poszalejÄ…, a weganie majÄ… przerÄ…bane. Zdecydowanie najlepsze, co jadÅ‚am, to maÅ‚e zgrabniutkie gołąbki, zwane sarmale. Ale tak naprawdÄ™ nie byÅ‚o nam dane jakoÅ› bardzo intensywnie kuchni rumuÅ„skiej smakować, gdyż zwyczajnie nie ma tu za dużo knajp. MówiÄ™ oczywiÅ›cie o obszarze zjechanym przez nas. W wiÄ™kszych miastach zapewne jest w czym wybierać. WiÄ™c zdajÄ™ sobie sprawÄ™, że sporo tu jeszcze przed nami do odkrycia. Rozpieszczeni GrecjÄ…, gdzie mimo, że poruszaliÅ›my siÄ™ zdecydowanie poza turystycznymi szlakami, również sporo po górach, to zawsze, ale to zawsze, w miasteczkach i maÅ‚ych wioskach można byÅ‚o znaleźć tawernÄ™ i posmakować lokalnych specjałów, tu byliÅ›my wygÅ‚odniali tej rodzimej kuchni - jaka by ona nie byÅ‚a.

Rumunia ma za to świetne wina. Nam szczególnie przypadły do gustu rieslingi i wina ze szczepu feteasca regala.






Kilka informacji praktycznych

Do Rumunii dostaniemy się najprościej przez Słowację i Węgry. To strefa Schengen, więc granice przekraczamy raczej bezboleśnie. My w drodze powrotnej staliśmy jedynie ok. pół godziny na przejściu rumuńsko-węgierskim. Wizy niepotrzebne (o ile podróż nie trwa dłużej, niż 90 dni), zielona karta niepotrzebna.

Waluta to lej. W przybliżeniu 1 lej = 1 złoty.

Drogi bywają bardzo złe, bywają średnie, ale są też i doskonałe. Nam zachciało się na początku nie jechać głównymi traktami, tylko powłóczyć się po wioskach, no to się włóczyliśmy szutrami i dziurami. Ale są i autostrady. Karpaty to oczywiście serpentyny i strome podjazdy, ale tragedii nie ma, każdy samochód sobie poradzi. Korzystanie z dróg jest płatne. Należy wykupić winietę. Nas 30-dniowa kosztowała zdaje się 14 EUR.

Paliwo kosztuje podobnie, jak u nas. My za olej płaciliśmy ok. 5,20 PLN (sierpień 2019).

Ceny w knajpach mnie zaskoczyły. Nie było tak tanio, jak się tego spodziewałam. Ceny raczej polskie, zdecydowanie wyższe od węgierskich, a tam można jednak znacznie lepiej podjeść. Do tego zaznaczam, że nie jedliśmy w żadnym większym mieście, a tam - jak przypuszczam - jest jeszcze drożej.

Z płatnością kartą raczej nie było problemów.

Zasięgu w telefonie nie było dość często. Mówię tu oczywiście o mniej dostępnych miejscach, w tym górach, gdzie spędziliśmy większość czasu.

Spanie na dziko, czyli dla nas tak naprawdę najważniejszy parametr ;-) Otóż oficjalnie biwakowanie nie jest w Rumunii dopuszczalne, ale jest to całkowicie martwy przepis. Co więcej, spotkaliśmy się z tym, że można było przenocować na dziko nawet w Parku Narodowym, wiązało się to jedynie z niewielką opłatą. Rumuni w ogóle bardzo chętnie biwakują. Jadąc co ładniejszymi i bardziej widokowymi drogami spotkać można całe rodziny wylegujące się na kocykach i grillujące lub palące ogniska. Nad wodą sporo jest wędkarzy. Generalnie nie wzbudzaliśmy niczyjej negatywnej reakcji czy nawet zainteresowania, jeśli przedzieraliśmy się naszą Cali do jakiejś rzeki czy innego miejsca z pięknym widokiem. Z naszego doświadczenia jest bezpiecznie, ale wiadomo, że należy stosować się do pewnych zasad i nie dotyczą one tylko Rumunii.

PodsumowujÄ…c

Przeczytałam gdzieś ostatnio, że Rumunia to takie "trudne piękno". I zgadzam się w 100% z tym określeniem, według mnie pasuje idealnie do tego kraju. Jest piękny - temu się nie da zaprzeczyć! Ma niepowtarzalną atmosferę. Ale to jego piękno nie jest wszechobecne, oczywiste, pocztówkowe czy - dziś powiedzielibyśmy - instagramowe. Obok obłędnych kadrów trasy Transfogaraskiej mamy biedę, brzydotę, nieład i śmieci. Ale mimo wszystko jestem bardzo szczęśliwa, że taką podróż odbyliśmy. Trochę ciągną nas ostatnio nieco bardziej niszowe destynacje. Takie, gdzie niewielu turystów, a miejscowi ludzie jeszcze nie stracili swojej autentyczności na rzecz komerchy.

Ta podróż dała nam również sporo w aspekcie naszego dzikiego biwakowania, w którym wciąż się doskonalimy. Jesteśmy już na dobrej drodze do osiągnięcia ideału logistyczno-funkcjonalnego ;-)

Czy chcemy wrócić do Rumunii? Na samym początku naszej podróży powtarzałam sobie: "Nigdy więcej!" Ale po paru dniach zmieniłam zdanie i mówię: "Na pewno tak!" Bardzo chcę zobaczyć Bukareszt oraz wybrzeże. I wciąż mam w głowie te obłędne widoki - cudowne panoramy poteżnych Karpat. Tyle przestrzeni i oddechu! Rumunia to wielki kraj i czuję, że czeka tam jeszcze wiele pięknych miejsc do zobaczenia. Tak więc kto wie, może za rok powtórnie wybierzemy się do kraju niedźwiedzi i Drakuli...
Share
Tweet
Pin
Share
Brak komentarzy
Nowsze wpisy
Poprzednie wpisy

O mnie

O mnie
Mam na imię Magda, znajomi mówią na mnie Megi. Jestem mamą dwóch córek (Niny oraz chorej na cukrzycę typu 1 Mileny). Uwielbiam podróżować (ale jeszcze bardziej wracać do domu), dobrze zjeść i pobiegać po lesie. Wiele lat temu uciekłam z miasta, potem z korporacji i były to chyba dwie najlepsze decyzje mojego życia. Realizuję się w projektowaniu minimalistycznych plakatów do dekoracji wnętrz. Jestem uzależniona od espresso i nie wstydzę się do tego przyznać.

Bądź na bieżąco!

  • Instagram
  • Pinterest
  • Facebook
  • Bloglovin
  • Society
  • DAWANDA

Kategorie

  • inspiracje
  • podróże
  • plakaty
  • sport
  • cukrzyca

Ostatnie na blogu

Facebook

Nudy nie ma

Archiwum

  • ►  2020 (6)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (1)
  • ▼  2019 (5)
    • ▼  października (1)
      • Grecja camper vanem - nasz lipcowy wyjazd wakacyjny
    • ►  wrzeÅ›nia (1)
      • Rumunia camper vanem - nasz wyjazd wakacyjny. Wraż...
    • ►  maja (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2018 (3)
    • ►  listopada (1)
    • ►  wrzeÅ›nia (2)
  • ►  2017 (8)
    • ►  października (2)
    • ►  wrzeÅ›nia (3)
    • ►  sierpnia (3)
  • ►  2016 (2)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2015 (10)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (1)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2014 (26)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  wrzeÅ›nia (1)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2013 (34)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (7)
    • ►  wrzeÅ›nia (7)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (8)
Instagram Facebook Bloglowin Pinterest Dawanda society6
JESTEM NA @INSTAGRAM

Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates