Moja recenzja książki 'Suma drobnych radości' by Mrs Polka Dot
Polkę czytam i oglądam z lubością od wielu lat. Cenię jej wrażliwość, dowcip i styl pisania. Lubię jasne wnętrza jej gdańskiego mieszkania, choć w dekorowaniu jestem zdecydowanie bardziej powściągliwa. Lubię jej przepisy - to dla mnie kulinarne pewniaki, choć pankejków i ciasteczek nie praktykuję wcale, zaś inne słodkości mocno okazjonalnie. Gdy mniej więcej w połowie sierpnia, nie puściwszy wcześniej pary z ust, wypaliła, że napisała książkę, pomyślałam: wow.
Bardzo mi się spodobało to, że Agnieszka nie chwaliła się tym wcześniej. Brawo, niespodzianka się udała :-) Jako czytelniczka Polki wiedziałam, że książkę będę mieć. Tym bardziej, że zapowiadały ją ładne zdjęcia na blogu. Zamówienie zrobiłam w czasie przedsprzedaży na empik.com, zaś dzień po premierze, czyli 31.08 miałam "Sumę drobnych radości" już w ręku. Książkę można zamówić również w sklepie Polki. Jest wówczas z wysyłana z dedykacją, pięknie zapakowana, wraz z upominkiem.
Pierwsze wrażenia? Książka jest w twardej okładce (osobiście preferuję miękkie, ale chyba jestem w mniejszości), ma idealny format - nie za duża, nie za mała, ładny gruby matowy papier, naprawdę fajny projekt graficzny i jest ogólnie starannie wydana. Ilustrują ją zdjęcia znane z bloga Mrs Polka Dot (na moje oko jeśli nie wszystkie, to większość pochodzi z bloga) oraz fotografie Dominiki z Niech mówią zdjęcia. Mi akurat nie pasuje efekt filtra nałożonego na zdjęcia. Wolę je takimi, jakie widać na blogu czy Instagramie Agnieszki.
O czym jest książka i jak się ją czyta? Ja odebrałam ją jako spójną rozprawę socjologiczną na tematy około szczęściowe. Czyta się bardzo miło, książka zdecydowanie wciąga. Pewnie można ją wchłonąć w dłuższe popołudnie leżąc pod kocykiem, z kubkiem czekolady w ręku, ale taką ilością czasu na raz to ja niestety nie dysponuję ;-) Aga prowadzi nas przez rozważania o hygge, pisze o hygge po polsku, o hygge w aspekcie marketingowym, o filozofii lagom. Pisze o bliskości, dzieciństwie i macierzyństwie, intuicji w wychowywaniu dzieci. Podobają mi się refleksje Agnieszki na temat związku. Strona 111 i 112 - podpisuję się obiema rękami! Dokładnie tak to rozumiem!
W ogóle ja się generalnie z Agnieszką w wielu rzeczach zgadzam. Ona doskonale ubiera w słowa moje często niewyartykułowane przemyślenia. Dzielę z nią podejście do wychowywania dzieci (raczej w duchu "unplugged"), zdrowy egoizm (ja również nie wstydzę się tego, że po odstawieniu potomstwa do przedszkola i szkoły oraz wyprawienia męża do pracy odczuwam ulgę i delektuję się - choćby krótko - ciszą we własnym tylko towarzystwie).
Agnieszka pisze o skupieniu, uważności, radarze na dobre rzeczy. To niezmiernie ważne według mnie. Niejednokrotnie przyłapuję się na niezauważaniu pozytywów różnych sytuacji i zjawisk, a skupianiu raczej na negatywnych aspektach. Przyznaję, że ten nawyk nie raz psuje mi czerpanie przyjemności z życia. "Żadna sytuacja nie jest jednoznaczna. Każda chwila będzie taka, jak ją zdefiniujemy" - pisze Agnieszka i ma tu dużo racji. Bądźmy więc uważni na te wszystkie drobne szczegóły: możliwość podziwiania widoku wschodzącego słońca, kiedy przedwcześnie obudził nas bobas, biedronka chodząca po czyimś ramieniu, rosa na porannej trawie, pierwsze wiosenne śniadanie zjedzone na tarasie, smak gorącej zupy jedzonej przy ognisku, mruczenie kota wtulonego w Twój bok, czysta radość mojej Niny na widok brokatowych naklejek. Taki plakat mam w ofercie: "Life whispers. Listen closely." Dokładnie o to mi chodziło, gdy go tworzyłam.
Dalej Aga przeprowadza nas przez rozważania dotyczące domu i tworzenia klimatycznych wnętrz. Patrząc na jej bloga czy Instagram, widzimy już drugie lokum, które wyszło spod dekoratorskiej ręki Polki. Agnieszka lubuje się w jasnych skandynawskich interiorach, dużej ilości bieli, prostocie i pastelowych dodatkach. "Skandynawski dom jest urządzony z umiarem (lagom) i służy relaksowi w gronie najbliższych (hygge)." O proszę - jakie idealne podsumowanie!
Bardzo podoba mi się również wędrówka Agnieszki przez pory roku. Rytm przyrody, który wszystko porządkuje. Mimo, że jestem zadeklarowaną ciepłomaniaczką, zimy nie cierpię, zaś wiosenne i jesienne pluchy mocno psują mi nastrój przez dużą część roku, to cieszę się, że mam teraz wypunktowane na piśmie (i będą to sobie czytać do znudzenia od listopada do kwietnia) te setki małych radości, które do cholery trzeba zauważać, żeby nie zwariować ;-)
I ostatnia, jakże przyjemna część książki: jedzenie. Blog Polki obfituje w przepisy kulinarne. Nie dotykam się do słodkości, ale bardzo lubię jej recepturę na sałatkę z komosy ryżowej, chleb z kaszy gryczanej, curry z soczewicą czy też sałatkę z grillowanymi brzoskwiniami i haollumi, która pojawiła się na blogu wczoraj i zapowiada się obłędnie, ale jeszcze jej nie przetestowałam.
Jako żywieniowiec z wykształcenia po pierwsze oraz matka chorej na cukrzycę typu 1 młodej osoby w wieku wczesnoszkolnym cieszę się, że Agnieszka poruszyła w tej części książki (chociaż pobieżnie) temat jakości jedzenia. Ja niestety też łapię się za głowę, jak widzę w sklepie, co ludzie kupują. Mało tego, dreszcze mnie przechodzą niejednokrotnie, jak widzę, co rodzice koleżanek z przedszkola mojej córki, czy nawet moi bliżsi znajomi serwują swoim dzieciom. Ale to temat na osobny wpis, który pojawi się niebawem w sekcji bloga ZDROWIE.
Podsumowując: "Suma drobnych radości" to nie tylko ładna książka dobrze wyglądająca na Instagramie. To przyjemna, ale wartościowa pozycja, do której planuję wracać, nie tylko pod pretekstem przepisu na szakszukę. A jeśli jesteście z Gdańska, to JUTRO (14.09) Agnieszka ma spotkanie autorskie w Empiku w Galerii Bałtyckiej! Podziwiam baaardzo mocno jej odwagę w tym temacie, bo napisać książkę to jedno, ale potem spotkać się z ludźmi oko w oko w realu to drugie. Aga, trzymam jutro mocno kciuki! You rock! <3
0 komentarze