Czy kosmetyki naturalne są najlepsze?

przez - maja 10, 2020

Myślę, że miesiąc po wydaniu na świat marki Neroli by Sicily to dobry moment na podzielenie się z Wami moimi przemyśleniami nad "naturalnością" kosmetyków oraz bliskim mi światem zapachów. Niech to będzie taki mój statement w tym temacie. Ulżę sobie, a może i przy okazji komuś taki tekst pomoże sobie poukładać w głowie różne kwestie.



Kosmetyki naturalne, czyli jakie...?


Definicja "kosmetyki naturalne" określona prawem nie istnieje. Dlatego pod tym pojęciem pojawić się może cokolwiek. W obowiązującej w Polsce i w całej Unii Europejskiej ustawie o produktach kosmetycznych z 2018 roku znajdziemy jedynie pojęcie "produkt kosmetyczny", które oznacza "każdą substancję lub mieszaninę przeznaczoną do kontaktu z zewnętrznymi częściami ciała ludzkiego (naskórkiem, owłosieniem, paznokciami, wargami oraz zewnętrznymi narządami płciowymi) lub z zębami oraz błonami śluzowymi jamy ustnej, którego wyłącznym lub głównym celem jest utrzymywanie ich w czystości, zmiana ich wyglądu, ochrona, utrzymanie w dobrej kondycji lub korygowanie zapachu ciała". Brak definicji pojęcia produktu naturalnego.

W internecie spotkałam się z twierdzeniem, że aby kosmetyk nazwać naturalnym, wystarczy, że w jego składzie zawarty będzie jakiś (nawet jeden!) element pochodzenia naturalnego, np. roślinne ekstrakty. Jedna ze znanych polskich marek chwali się na etykietach swoich produktów, że są one w 98% naturalne. Oczywiście istnieje kilka związków i stowarzyszeń, wydających różne certyfikaty, głównie odnoszące się do ekologiczności produktów, ale są to wytyczne, nie prawo. Czyli podsumowując: wedle przepisów nie ma czegoś takiego, jak kosmetyk naturalny.

Nazwa ta jest po prostu używana (czy raczej nadużywana) przez producentów w celach marketingowych.

A dzieje się tak, gdyż pokutuje dość powszechne przekonanie, że "produkt naturalny" jest lepszy i zdrowszy od "sztucznego". Że zawartość naturalnych składników to niezaprzeczalna zaleta produktu. Że produkt "naturalny" będzie przyjazny dla ludzi i dla środowiska.

Co oznacza w ogóle słowo "naturalny"? 

Coś charakterystycznego dla natury, bliskiego naturze, coś wykonanego z surowców występujących w naturze, coś będącego częścią przyrody. No i OK, ja w zasadzie nie mam problemu z takim rozumieniem słowa "naturalny". Żeby nie było wątpliwości: uwielbiam naturę! Na co dzień się nią otaczam. Żyję na wsi, za oknem mam las i śpiew ptaków. Sama używam słowa "naturalny" nierzadko. Podobają mi się naturalne materiały w wystroju wnętrz, takie jak drewno i kamień, wybieram tkaniny z włókien naturalnych, lubię naturalne kolory (chociaż to jest faktycznie bezsens, bo nie ma chyba koloru, który w naturze nie występuje), preferuję naturalny make up i fryzurę itd.

Chodzi mi natomiast o to, żeby uczulić Was na to, by nie stracić dystansu do rzeczywistości w tej pogoni za "naturalnością", żeby weryfikować informacje podawane przez producentów (i to zarówno kosmetyków, jak i żywości - to pokrewne tematy), by nie płacić za same slogany...

I żebyście nie zapominali, że w 100% naturalna jest także toksyna bakterii salmonella, tasiemiec żyjący w naszych jelitach, śmierć w wyniku zakażenia bakterią tężca po skaleczeniu, plamki parchu na niepryskanych jabłkach (a ten parch to grzyb, którego toksyny mogą mieć działanie rakotwórcze - tak, tak). Czyli:

Pochodzenie - sztuczne lub naturalnie - nie przekłada się na to, czy substancja jest szkodliwa, czy nie.

Tak nawiasem mówiąc wyższość "naturalności" jako jednego z mitów w bardzo przystępny sposób obalają Aleksandra i Piotr Stanisławscy, autorzy książki "Fakt, nie mit", jednocześnie twórcy bloga Crazy Nauka, którego jestem od lat fanką. Polecam. I książkę, i bloga.

Podsumowując moje powyższe wywody:

Analizujmy faktyczne cechy produktu i nie dajmy sobą manipulować.

I po tych wszystkich rozważaniach doszłam do rozmowy na temat składu moich produktów, które firmuję marką Neroli by Sicily. Na tę chwilę są to mydła, ale pracuję nad kolejnymi. W naturalny sposób (sic! :-)))) będę rozszerzać gamę o to, co mi w duszy gra, o to, co sama kocham używać. Chcę to robić świadomie i otwarcie o tym mówić.

I przyznam, że ja - tworząc swoje pierwsze produkty - nie uniknęłam użycia słowa "naturalny". Ale nie zamierzam nadużywać tego epitetu. Wolę podkreślać, że są to produkty powstałe ze świadomości, że otacza mnie nadmiar, powstałe z miłości do rzemiosła i prostoty, że chcę, aby wyglądały pięknie i pachniały niebanalnie, że stosuję w nich tylko te komponenty, które są niezbędne i że dobieram je z rozwagą.



Olejki eteryczne, czyli te naturalne ;-)

Czy wiesz, jaka jest różnica między olejkami eterycznymi a zapachowymi? Olejki eteryczne są w pełni "naturalnymi" substancjami czynnymi, pochodzącymi z określonych części roślin (liści, kwiatów, nasion, korzeni, kory). Techniczna definicja według ISO (Międzynarodowej Organizacji Normalizacyjnej) to "produkt otrzymywany z surowca roślinnego przez destylację za pomocą wody czy pary, albo z nasady owoców cytrusowych za pomocą procesu mechanicznego lub przez destylację na sucho". Olejki eteryczne dość intensywnie oddziałują na ludzki węch, mając ogólne właściwości relaksujące. Dodatkowo, według nauk aromaterapii (a o niej zaraz), olejki eteryczne wpływają na cały organizm, działając wspomagająco w leczeniu niektórych dolegliwości.

Olejki zapachowe są natomiast mieszanką olejków naturalnych i syntetycznych substancji zapachowych. Mogą być również całkowicie syntetyczne. 

I teraz hiper ciekawa dla mnie sprawa: olejki eteryczne zawierają przeważnie całą gamę bardzo różnych substancji. Często jest ich kilkaset. To, co dla nas jest charakterystyczne dla danego olejku to składniki zapachowe, np. tymol dla olejku tymiankowego czy eugenol dla goździkowego. Pojawił się niedawno trend na syntetyczne molekuły. Czyli produkcja w laboratorium tej jednej, wybranej cząsteczki odpowiedzialnej za zapach. Wspomniany wcześniej wyprodukowany przez człowieka eugenol jest chemicznie identyczny z tym wyizolowanym z olejku goździkowego, a dokładnie z pączków czapetki pachnącej.

Co ja sądzę na ten temat? Uważam, że to genialne! Po pierwsze mamy dokładnie tę cząsteczkę, o którą nam chodzi - tę, która odpowiada za zapach i wpływa na określony receptor w mózgu. Olejki eteryczne bywają - mimo, że takie "naturalne" ;-) - nierzadko substancjami powodującymi uczulenie. 

I druga nie mniej istotna sprawa: syntetyczna molekuła jest rozwiązaniem ze wszech miar ekologicznym i etycznym! Bowiem pojawiające się różne trendy mogą całkiem poważnie zagrozić przyszłość niektórych roślin. Mam tu na myśli na przykład ostatni hit mody, czyli palo santo czy białą szałwię.

"Syntetyki to jeden z najważniejszych tematów w dyskusji o zrównoważonym rozwoju" - powiedział Carlos Huber, perfumiarz niszowej marki Arquiste i ja jestem skłonna się z nim zgodzić.

Dlatego nie mam zdecydowanie nic przeciwko syntetycznym komponentom zapachowym w kosmetykach (przecież w przemyśle perfumeryjnym używane są one na równi z olejkami eterycznymi, a wszyscy się perfumujemy) i postanowiłam świadomie sięgać w Neroli by Sicily zarówno po olejki eteryczne, jak i zapachy syntetyczne, o czym od początku otwarcie mówię. Z resztą taka informacja jest zawsze zawarta na etykiecie.

Czy wierzę w aromaterapię?

Jeśli zapytacie, czy wierzę, że medycyna alternatywna (a do niej należy nadal aromaterapia) leczy raka czy autyzm, odpowiem: oczywiście, że nie. Ale od jakiegoś czasu "siedzę" w zapachach (czyli sporo o nich czytam - niestety o nowościach po polsku za dużo poczytać nie można) i jest to tematyka ze wszech miar mnie fascynująca.

Można bowiem poczytać na przykład o układzie limbicznym. Mózg to w ogóle arcyciekawy temat! Ale wracając do układu limbicznego. Nie jest to konkretna część mózgu, ale układ kilku struktur. Układ limbiczny nie jest więc pojęciem anatomicznym, a raczej fizjologicznym, gdyż dotyczy różnych obszarów mózgu oraz części układu nerwowego i innych układów. Dzięki temu pełni różnorodne role, odpowiadając m.in. za kontrolowanie funkcjonowania autonomicznego układu nerwowego (w tym ciśnienia krwi, pulsu, oddychania), kontrolowanie agresywnych i gwałtownych zachowań, procesy związane z przetwarzaniem pamięci krótkotrwałej, regulację głodu i pragnienia, odczuwaniem popędów oraz emocji takich, jak zadowolenie, radość, euforia, strach, lek, a także - co mnie interesuje najmocniej - odbiór i interpretację wrażeń węchowych.

Fizjologia węchu zainteresowała Richarda Axela i Lindę Buck, którzy w 2004 roku otrzymali Nagrodę Nobla z dziedziny fizjologii i medycyny. Odkryli tysiąc różnych genów, które pozwalają nam rozpoznawać ponad 10.000 zapachów. Ponadto prześledzili drogę sygnałów węchowych w układzie nerwowym i okazało się, że docierają one nie tylko do kory mózgowej, będącej siedliskiem świadomości, ale i do obszarów związanych z odczuwaniem emocji i zapamiętywaniem, czyli do układu limbicznego właśnie. Wśród licznych struktur, jeszcze nie do końca rozpoznanych, co do swych funkcji, wchodzących w skład unerwianego przez nerw węchowy układu limbicznego, znajdują się również takie (np. hipokamp), które odpowiadają za krótko- i długoterminową pamięć. Dlatego zapachy tak skutecznie wywołują z pamięci zdarzenia związane z silnymi emocjami. Wspomnienia przywoływane przez zapachy są żywsze i mają większy ładunek uczuciowy, niż te wywoływane przez obraz czy dźwięk.

Czyli zapachy mogą wywoływać wspomnienia i emocje, ale to nie wszystko! Są prowadzone badania nad tym, że stymulacja mózgu odpowiednimi substancjami zapachowymi może sprawić, że minie nam stres, poprawią się zdolności koncentracji, przybędzie nam energii.

A wracając do aromaterapii - i mam tu na myśli po prostu otaczanie się przyjemnymi zapachami - wierzę, że pomoże nam zapewnić równowagę fizyczno-emocjonalną. Pachnące masaże, piękny zapach w domu, medytacja czy ciepła kąpiel z olejkami eterycznymi to kilka sposobów na "down time"/ "me time" (pisałam o tym tutaj) - spowolnienie tempa, które narzuca współczesny świat i podarowanie możliwości regeneracji i odpoczynku naszemu ciału i psychice.

Trochę kolejnych inspiracji na koniec

W zamierzchłych czasach mojej kariery w korporacji spotkałam się z "aromamarketingiem", czyli marketingiem zapachowym. Jak się zapewne domyślacie, polega on na wykorzystaniu w strategii marketingowej firmy wpływu zapachu na zachowanie człowieka, a dokładniej na kształtowanie i modyfikowanie zachowań konsumenta oraz na budowaniu wizerunku marki w świadomości konsumenta.  Czyli - przekładając na język praktyczny - rozprowadzamy odpowiedni zapach w sklepie i klientowi jest tak miło, że z rozkoszą dłużej buszuje wśród półek z ubraniami, w poczekalni u dentysty rozpylamy zapachy uspokajające, w hotelu dzięki unoszącym się aromatom czujemy się przytulnie, jak w domu itd.

W ostatnim polskim Vogue (nr 5/6 2020) jest ciekawy artykuł "Sterowani nosem". Jest w nim cytowana osoba zajmująca się przewidywaniem trendów, która uważa, że "przyszłość zapachu to wykorzystywanie go do nastrajania naszych mózgów i poprawy samopoczucia". Mają pojawiać się funkcjonalne zapachy, suplementy do inhalacji, aromatyczne poprawiacze nastroju.

A jeśli chcecie wejść w posiadanie takich poprawiaczy nastroju, to zapraszam TUTAJ  :-)

Powiązane wpisy

0 komentarze