Moja głowa lubi rower
Poprzedni tydzień to jedna wielka gonitwa. Końcówka mojej
anginy, sprawy do załatwienia w Wwie, adaptacja Mili w przedszkolu. Z ulgą
wsiadłam w weekend na rower. Nie wiem, jak to się dzieje, ale moje myśli wtedy
zwalniają i chaos w głowie ustępuje. Jadę i rozkoszuję się widokami, zapachami
i wiatrem we włosach. Mogę nareszcie spokojnie pomyśleć. To jest to.
Podczas obu ciąż niemożność jeżdżenia na rowerze właśnie
była jednym z największych wyrzeczeń. Ale za to dokładnie tydzień po urodzeniu
Niny – cud natury – jeździłam już na dwóch kółkach! Teraz jeździmy wszyscy
razem. Dziewczyny w przyczepce, mąż u boku. Jest idealnie.
W niedzielę wybraliśmy się na Targ Śniadaniowy na Ursynowie.
27 km w jedną stronę to pestka, o ile
dziewczyny współpracują. Tym razem było perfekcyjnie. Nina w obie strony
przespała równo całą drogę, zaś Mila zwiedzała, śpiewała i ogólnie była
zadowolona.
A Targ – rewelacja! Zawsze zazdrościłam Żoliborzowi ich
imprezy. Od zeszłej niedzieli Targ Śniadaniowy ma również Ursynów. Miejsce super,
pogoda idealna, więc czego trzeba więcej. W leniwej atmosferze niedzielnego
późnego poranka leżeliśmy na kocach, jedliśmy, słuchaliśmy plumkającego jazzu
live, a dzieci szalały na placu zabaw (starsze dziecko przynajmniej).
Muszę przyznać,
że w piękną pogodę trudno mnie namówić do opuszczenia mojego ogrodu, ale to wydarzenie
jest zdecydowanie tego warte ;)
0 komentarze