Nina śpi - do roboty!
OK., Nina usnęła. To fantastyczne, że jak przychodzi jej
pora, to usypia dosłownie w 5 minut. Fakt, że mam świetną technikę usypiania:
wożę ją w wózku przy domu, po płytach chodnikowych poprzedzielanych żwirkiem. Daje
to takie miarowe podskoki, że kto by nie usnął!
No dobrze, czyli mam – w zależności od łaskawości córki – od
godziny do dwóch dla siebie. Hmm, „dla
siebie”….
Lista zadań: 1. Rozładować zmywarkę. 2. Wydepilować nogi. 3.
Uprasować min. 1/3 tej góry ciuchów piętrzących się w pralni. 4. Podwiązać
winogrona. 5. Zrobić listę zakupów. 6. Zamówić szarą tunikę (zapytać wcześniej
D, czy na pewno nic nie chce z tego sklepu). 7. Umówić się na pedicure. 8. Zadzwonić
do taty. 9. Zorientować się, gdzie w pobliżu jest fitness w środku dnia. 10. Zrelaksować się na leżaku z gazetą :)
Dobra, zaczynam od depilacji, bo i tak miałam to zrobić już
wczoraj. Kiedy jedna noga jest już prawie cała łysa, dzwoni domofon. Kurier z
przesyłka. No fajna ta sukienka dresówka! Oczywiście robię sobie fotkę i
wysyłam na viberze do D. Przymierzę sobie jeszcze przy okazji te dwie sukienki,
których dawno nie nosiłam i zobaczę, czy się jeszcze nadają. OK., mogą być,
muszę o nich pamiętać przy następnym wyjściu.
Wracam po depilator. Po drodze wzrok pada na książkę „Sześć
żon Henryka VIII”. Kupiłam ją – o rany – 17 lat temu! Do zeszłego tygodnia
stała nieruszona na półce nad łóżkiem w moim „panieńskim” mieszkaniu na
Ursynowie. Zabrałam ją ostatnio stamtąd pod wpływem serialu „Dynastia Tudorów”,
który od jakiegoś czasu oglądamy co wieczór. Jak tylko dziewczyny usną, pędzimy
na dół, otwieramy piwo/ wino/ gin z tonikiem i oglądamy po 2-3 odcinki. Totalny
nałóg. Do tego stopnia, że jak się nam ostatnio jeden sezon skończył i nie
mieliśmy kolejnych odcinków, to była niezła trzęsawka ;)
Muszę przyznać, że do tej pory hasło „serial” kojarzyło mi się
z rodzimymi produkcjami typu „Klan” (ostatnio widziałam w czasach studenckich)
albo „M jak miłość” (nie widziałam, bo od 12 lat telewizora nie mam i telewizji
nie oglądam; ale słyszałam, że coś takiego jest). Postrzeganie tematu zmieniła „Rodzina
Borgiów”. Fantastyczne stroje, plenery, wnętrza, intrygi, pełnokrwiste postaci.
I ten Jeremy Irons… W „Tudorach”
Henrykiem VIII jest Jonathan Rhys Meyers, za którym do tej pory nie
przepadałam, ale muszę przyznać, że gra tak doskonale, że wzroku od niego nie
da się oderwać. Zaś jego powolna transformacja z „najpiękniejszego władcy w
Europie” w opasłego potwora o reputacji raczej Sinobrodego, niż królewicza z
bajki robi wrażenie. Wracając do książki: rozpoczyna się słowami „Z tą się rozwiódł,
tę ścięto, ta zmarła, z tą się rozwiódł, tę ścięto, ta go przeżyła…”. Uśmiecham
się i rozsiadam wygodnie. I odpływam…
Słyszę słodkie gaworzenie Niny po dwóch godzinach… Z
rezygnacją spoglądam na listę zadań. Ehh, może uda się przy następnej drzemce…
0 komentarze