Witaj szkoło, czyli dlaczego cieszę się z początku roku szkolnego

przez - września 10, 2018

Nadszedł wrzesień. Upragniony z różnych powodów. Po dwóch miesiącach spędzonych non stop z moimi dziewczynami serio tęskniłam za codzienną bieganiną, rutyną, ale za to z dużą dawką czasu tylko dla mnie. To były nasze pierwsze "prawdziwe" wakacje (uwaga, to ironia). Czyli takie, które zaczęły się wraz z dniem zakończenia roku szkolnego, a skończyły - no, tym razem nie z pierwszym, ale z 3 września. A nie tak, jak było do tej pory, czyli wtedy, kiedy nam się zachciało.


Jak wyglądało nasze życie, gdy mieliśmy w domu przedszkolaki? Ano gonitwa o poranku - owszem, ale bez przesady, bo do przedszkola można przecież przyjechać na 8, na 9 czy jak tam pasuje. Nikt głowy nie urywał. Wakacje w maju czy w październiku? Proszę bardzo, nie ma sprawy. Wszędzie pusto, pogoda idealna, bilety lotnicze i noclegi tanie. Przedszkole otwarte w lipcu i sierpniu, dzieci zagospodarowane, czas na pracę jest. Wypady "w Polskę" w weekendy, czasem takie czterodniowe, a dalsze wyjazdy tylko "poza sezonem". Pełen luz i dowolność.

Milena poszła do szkoły rok temu, Nina właśnie rozpoczęła swoją przygodę. Czyli dwa miesiące z hakiem do zagospodarowania. Niemalże wprost z zakończenia roku szkolnego Mili ruszyliśmy na pierwszy wyjazd. Wszystko opiszę w kolejnych postach, bo sekcja "Podróże" na blogu jest jedną z popularniejszych. Teraz tylko w telegraficznym skrócie w ramach zapowiedzi kolejnych wpisów.

Tak więc najpierw dwa tygodnie w Chorwacji. Wymarzony od lat rejs jachtem, czekaliśmy, aż dziewczyny trochę podrosną. Było fantastycznie, będziemy chcieli to powtórzyć! Potem tydzień na lądzie, też Chorwacja. Dom z basenem i obłędnym widokiem, relaks na maksa plus orgie kulinarne, o co w Chorwacji nietrudno.










Wszystko fajnie, tyle, że 8 lipca już byliśmy z powrotem. A to dopiero początek wakacji! Kolejne 3,5 tygodnia spędziłam z moimi cudownymi skądinąd córkami w wymiarze 24h na dobę, full time. Oto nasze atrakcje: wspólne wypady do Auchan i Ikea (moje dzieci nigdy tam nie były, więc to były serio atrakcje!!!), rozgrywki FIFA (uwielbiają oglądać z nami mecze, ale to chyba kwestia obowiązkowego wówczas pop cornu, a nie fascynacji piłką), lekcje pływania i jazdy konnej, które udało się jakoś ogarnąć mimo wakacji. Co jeszcze... Aha, zabierałam je na wszystkie wizyty lekarskie, na jakie akurat byłam zapisana, co też stanowiło dla nich dość zabawny punkt programu ;-)

Udało nam się wyskoczyć do Łodzi, którą uwielbiam, do Puszczy Białowieskiej oraz spędzić przedłużony weekend na Mazurach z wypadem nad nasze morze.






I potem kolejny dłuższy wyjazd. Wymarzona Dania! O tym kierunku myślałam od dawna. Byliśmy już ze dwa czy trzy razy w Holandii i trochę pojeździliśmy po jej wybrzeżu. Bardzo mi się podobają te północne klimaty, chciałam ich więcej. Ja w ogóle kocham morze, w każdym wydaniu. No i Dania to Legoland, czyli wiadomo ;-) Z Danii niestety wygoniła nas po paru dniach słabsza pogoda, więc uciekliśmy do Niemiec, które również kocham, ale niedosyt duńskich wydm i szerokich plaż pozostał.










Ostatni tydzień wakacji należał do półkolonii w stajni.

Uff, jakoś to udało się ogarnąć, ale nie powiem - z radością powitałam wrzesień. Jak bardzo elastyczna nie byłaby moja praca, potrzebuje ona jednak skupienia, ciszy i tzw. świętego spokoju. Sięgam więc z radością i nową energią po wszystkie odłożone na dwa miesiące projekty i mam nadzieję zalać w końcu NudyNieMa design falą nowych grafik. Pomysły kipią w głowie w każdym razie.

Wrzesień witam też z radością, bo zwyczajnie kocham ten miesiąc. Z jednej strony to już zapowiedź jesieni i - w dalszej perspektywie - zimy, której miłością nawet niewielką nie darzę, ale mimo wszystko lubię te rześkie poranki i wieczory, to inne już światło, dojrzewające na naszych winoroślach owoce, wszechobecną dynię, grzyby i tę nutkę nostalgii i już budzącej się tęsknoty za latem, które przecież jeszcze trwa, ale wiemy, że to ostatnie chwile.

Powiązane wpisy

0 komentarze