Grecja camper vanem - nasz lipcowy wyjazd wakacyjny

przez - października 19, 2019

Historia wyboru naszej tegorocznej głównej destynacji wakacyjnej jest dość zawiła. To, dokąd się wybierzemy, okazało się dosłownie dwa dni przed wyjazdem. Ale gdy podróżuje się w takiej formule, w jakiej my to robimy od roku, takie przedwyjazdowe rozterki nie stanowią wielkiego problemu :-)



Dreams do come true

Jak wiecie z moich relacji z kilku podróży w sekcji travel (a ile wyjazdów czeka nadal na opisanie!), od roku podróżujemy naszym wymarzonym samochodem - VW California. To auto w znacznym stopniu zdeterminowało formułę naszego podróżowania: już nie hotele, apartamenty czy inne pensjonaty. To już nie dla nas. Teraz jedziemy tam, gdzie turystów raczej mniej, niż więcej, gdzie widoki zapierają dech w piersiach, i tam, gdzie zaraz po obudzeniu możemy cieszyć się spojrzeniem na piękny krajobraz i po kilku krokach znaleźć się na plaży, która jest tylko dla nas. Brzmi jak bajka? Owszem, ale to możliwe. Trzeba tylko przestawić głowę z myślenia "hotel z all inclusive" na.... samochód z all inclusive! :-)))


No więc od początku. Dwa lata temu byliśmy w Portugalii. Można powiedzieć, że zjechaliśmy cały kraj wzdłuż wybrzeża, bo polecieliśmy do Faro, tam wypożyczyliśmy samochód i przemieszczaliśmy się na północ, gdzie w Porto samochód zwróciliśmy i stamtąd wróciliśmy samolotem do domu. Tę podróż też muszę koniecznie opisać, bo Portugalia okazała się być naszą ogromną miłością. Nie wiem, czy to nie była nasza najpiękniejsza podróż! No więc, jak się domyślacie, zapragnęliśmy dojechać na sam koniec Europy na własnych czterech kółkach! Tą myślą żyliśmy przez całe miesiące. Jednak po wielu przemyśleniach, rozmowach, analizach stwierdziliśmy, że chyba jednak taka podróż byłaby zbyt wymagająca. To ponad 3500 km tylko do samej Portugalii, a potem przecież jeszcze trzeba trochę pojeździć po kraju. Plus temperatury - w lipcu jest spore prawdopodobieństwo mega upałów, również w krajach po drodze. Plus na taką podróż trzeba mieć więcej czasu. Tak więc z  wielkim żalem odłożyliśmy tę destynację. Ale wierzę, że kiedyś tam pojedziemy!

Jeśli nie Portugalia, to co? Przeglądamy w głowie naszą mapę wymarzonych, pięknych, malowniczych i koniecznie nadmorskich miejsc. W zeszłym roku zamarzyła nam się Dania - spełnia wszystkie kryteria. Niestety podczas naszego pobytu tam pogoda się popsuła, więc musieliśmy uciekać na południe, do pięknych (i absolutnie niedocenionych turystycznie) Niemiec. Pozostał więc ogromny niedosyt Danii i pewność, że do niej wrócimy. No ale może jednak jeszcze nie w tym roku, tym bardziej, że podróżować mieliśmy ze znajomymi, którzy Danię mają solidnie zaliczoną. W takim razie Szwecja! Dużo dobrego czytałam i oglądałam na jej temat, sama byłam jedynie w Sztokholmie. Tak więc Szwecja była naszą drugą destynacją i z ekscytacją na ten wyjazd czekaliśmy. No i co znowu poszło nie tak? Jako istota mocno ciepłolubna, w lecie kochająca się tak solidnie wygrzać, orzekłam, że będzie za zimno..... Tak więc znajomi dwa dni przed wyjazdem mówią: Grecja! Super, niech zatem będzie Grecja! Zmarznąć na 100% nie zmarznę!!! :-)

Więc wiecie już, dlaczego tak kocham podróżowanie campervanem, camperem lub z namiotem? Bo za wiele nie trzeba planować. Bo ma się wolność wyboru czasu i miejsca. Żadnych rezerwacji pół roku wcześniej, ryzyka, że pogoda nie będzie współpracować albo że nie spodoba nam się hotel, za który zapłaciliśmy masę kasy. Po prostu WOLNOŚĆ, robienie wszystkiego po swojemu.

Ale do rzeczy! Wyruszyliśmy więc. Żeby dotrzeć do Grecji, trzeba pokonać prawie 2000 km. I to ta podróż okazała się najcięższa. Nie sama jej długość, ale to, że przejeżdżać trzeba przez wiele krajów - ale to też nie problem sam w sobie. Tylko to, że przekraczać trzeba kilka przejść granicznych. To jest to, od czego się zupełnie odzwyczailiśmy, podróżując od lat głównie po strefie Schengen! A tu mamy granicę Węgry-Serbia, Serbia-Macedonia, Macedonia-Grecja. I na każdej z nich kolejka na 1-2 godziny! Coś, co wymęczyło nas psychicznie i fizycznie tak solidnie, że słowo Wam daję - klęłam na tę Grecję bardzo mocno i zarzekałam się, że NIGDY nie wybiorę się w tę część Europy! No ale odwrotu nie było, odstaliśmy swoje. Pozostały w nas wspomnienia tych graniczno-tranzytowych perypetii oraz anegdotki, z których śmiejemy się teraz ze znajomymi, popijając greckie wino na tarasie.

Tak więc po przejechaniu tych wszystkich krajów dotarliśmy do Grecji. Kierowaliśmy się na Saloniki i chwilę przed tym miastem odbiliśmy na południe, aby dostać się wybrzeża Morza Egejskiego. Jego widok wynagrodził nam trudy podróży. Zjeżdżaliśmy dalej na południe, gdyż naszym celem był Peloponez, który planowaliśmy objechać.

A tak wyglądał pierwszy nocleg. Pure joy i cała plaża dla nas. A potem było już tylko lepiej. To nasz pierwszy wyjazd, podczas którego 100% noclegów było na dzikusa. Grecja to kraj, gdzie oficjalnie biwakowanie na dziko jest zabronione, ale zarówno z doświadczenia naszego, jak i innych wynika, że nie ma z tym problemu i jest to zjawisko jak najbardziej tolerowane.



Generalnie na tym wyjeździe unikaliśmy dużych miast, więc objechaliśmy z dala Ateny i przez Korynt dostaliśmy się w końcu na Półwysep Peloponez.


Peloponez to już w zasadzie samograj. Bez bardziej sprecyzowanego planu poruszaliśmy się głównie drogą wzdłuż wybrzeża, czasem zapuszczając się lekko w interior. Tu muszę wspomnieć, że zdarzają się trasy kręte, z jednej strony skała, z drugiej urwisko. Wrażenia gwarantowane. Przed naszym majowym pobytem na Korsyce (link) naczytaliśmy się o tamtejszych drogach. Ponoć miały być takie niebezpieczne. No to tu było moim zdaniem ciekawiej ;-) Ale za to te widoki! Nie trzeba ich w zasadzie szukać - są wszędzie. Jadąc, ciągle zatrzymywaliśmy się na robienie zdjęć :-)










Zaś przy porannym bieganiu takie widoczki:


Wracając do naszych noclegów. Może w Grecji trudno o takie samotne miejscówki, jak w Rumunii (link do wpisu), szczególnie, jeśli chcemy spać na plaży. A tak chcieliśmy. Nie wszędzie byliśmy więc sami, ale zawsze mieliśmy swój prywatny obłędny widok i tylko nasz kawałek morza :-)

To był mój ulubiony nocleg. Takie widoki od rana do wieczora! A z dodatkowych atrakcji: odwiedziło nas stadko krów :-)






Spaliśmy tam w dole, w zatoczce, nad samą wodą. Wraz z nami kilka kamperów, ale nikt nikomu nie przeszkadzał.


Co jeść w Grecji

W przeciwieństwie do Rumunii, tu nie mieliśmy problemu ze smakowaniem lokalnej kuchni. Wszędzie na naszej trasie, nawet w nieturystycznych małych mieścinach w górach, trafialiśmy na urocze tawerny, gdzie zawsze jedliśmy coś pysznego. Kuchnia grecka jest dość popularna i wielkich zaskoczeń kulinarnych nie przeżyliśmy.

Zawsze, wszędzie i do wszystkiego: sałatka grecka. Niby banał, a jednak pyszna i zdrowa. Ze świetnym serem, którego Grecy raczej nie kroją w kostkę, ale kładą większe kawałki, polane oliwą i posypane ziołami, na wierzchu sałatki.

Must eat to też znana musaka. No chyba, że jesteście wegetarianami. Plastry bakłażana i ziemniaków, mięso mielone, zapieczone w beszamelu i sosie pomidorowym. Zdarza się, że jest ciężkawa, ale ja akurat każdorazowo trafiałam na świetną.

Souvlaki - szaszłyki grillowane na patyczkach. Do tego frytki lub zapiekane ziemniaki. Jako dip (z resztą idealny również do innych mięs czy warzyw) słynne greckie tzatziki. Grecja to w ogóle raj dla mięsożerców (można zjeść jagnięcinę podawaną na najróżniejsze sposoby), ale roślinożercy też się najedzą. W każdej restauracji zjemy na przykład pyszne faszerowane papryki i pomidory, placuszki z cukinii czy dolmades - malutkie "gołąbki" z liści winogron, z farszem ryżowym, serwowane jako przystawka.

Kuchnia śródziemnomorska nie istnieje oczywiście bez ryb i innych owoców morza. Ich miłośnicy w Grecji nie będą głodni. My staraliśmy się jak najczęściej wybierać tawerny bezpośrednio w portach, gdzie jest największe prawdopodobieństwo trafienia na świeże kalmary i rybki.

Nie piszę o zupach, których po pierwsze w greckiej kuchni zbyt wiele nie ma, a po drugie w upały mało kto ma na nie ochotę. Nie wspominam też o deserach, gdyż i tak mocno przekraczaliśmy normy kaloryczne, podjadając pyszne świeże pieczywo z oliwą, serwowane zawsze w czasie oczekiwania na główne dania ;-) Więc deserów już nie zamawialiśmy...









Aaaach, ależ się rozmarzyłam przy tym wpisie! Grecja to cudowna cudowna destynacja wakacyjna i polecam ją z całego serca. Przepiękne widoki, przemili ludzie, pyszna kuchnia. Czego chcieć więcej - no sami powiedzcie.... :-)

A czy coś nam się podczas naszej podróży nie podobało? Tak!!! Naczytaliśmy się, jaka to super jest Lefkada... Najpiękniejsze plaże Europy! Raj dla miłośników spokoju i natury!!! No cóż, poświęciliśmy (a wręcz chyba powiem, że straciliśmy) jeden dzień, aby ten raj odnaleźć. Niestety, Lefkada okazała się raczej czymś na wzór zatłoczonej, dudniącej muzyką Ibizy w sezonie... Tak więc tę wyspę będziemy już omijać, ale do Grecji mam nadzieję wrócić.

Powiązane wpisy

0 komentarze