10 rzeczy, które mnie wkurza
Kolejność jest przypadkowa.
1. Mąka. Pszenna lub ziemniaczana, ale raczej
pszenna, bo częściej używam. Nawet jak jest zamknięta, zawsze z opakowania się
pyli. Albo jak się ją chce sypnąć do naczynia, to albo nie leci nic, albo
rąbnie od razu wielka porcja i wszystko dookoła uwalone mąką. Jestem nienormalna
czy też Was to wkurza?
2. Śmieci
na poboczach i w lesie.
Mieszkam na wsi, dużo spaceruję po leśnych ostępach i jeżdżę rowerem, więc mam
przegląd: worków ze śmieciami komunalnymi (butelki, pampersy, te sprawy), śmieciami
pobudowlanymi/ poremontowymi, czy też opakowaniami po żarciu z McDonalda
wywalonymi z jadącego samochodu. Szczególnie fajnie to wygląda, jak dobiorą się
do tego zwierzaki lub przejedzie po takim worku z odpadami traktor koszący
chaszcze na poboczu. ACZKOLWIEK muszę przyznać, że ustawa śmieciowa chyba
jednak zdaje egzamin w tym kontekście, gdyż jakoś duużo mniej ostatnio tych
śmieci. Ach, czyli jednak da się coś
zmienić w tym kraju?
3. Komercyjne
stacje radiowe. Nie cierpię,
nie słucham, nie znam aktualnych hitów. Ilość (i jakość) reklam, debilne
dżingle, fatalni prowadzący to dla mnie wystarczająco dużo, żeby nie słuchać
zetki, eremefu czy innego badziewia. Słucham Roxy. Też komercyjne, też są
reklamy – fakt. Ale chyba ze 30 razy mniej. Poza tym to moja muza i redaktorzy,
których da się słuchać. Baa, przy porannej audycji odwożę Milę do przedszkola i
przeważnie to wystarczy, żeby dobrze mnie nastroić na resztę dnia. I odwrotnie:
nie raz już siedziałam na mani/ pedi/ u fryzjera, wierciłam się dosłownie i
wysypkę miałam od tego, co leciało z głośników. I nie raz prosiłam o wyłączenie
lub chociaż ściszenie. Słowo.
4. Twarda
woda. Ta z kranu. U nas
niestety jest bardzo twarda, co sprawia, że krany i inne takie nieładnie
wyglądają. A taki mamy piękny łupek na ścianach w łazience. Co robić? Jak żyć??
5. Bunt
dwu-/ trzylatka. U nas
chyba nie w ekstremalnej odsłonie. Ale może to tym gorzej? Mila przez 98% czasu
jest fantastyczna, miła, radosna, a tu raz na jakiś czas zupełnie znienacka potrafi
zaskoczyć jakimś fochem. Przeważnie jest to nadmierna płaczliwość i jęczenie. Jak
by częściej się buntowała, może byłoby łatwiej? Nie, wróć! Więcej nie chcę!
6. Kot
śpiący na łóżku. No kurde
blade, i tak te nasze koty rozpuszczone jak dziadowskie bicze! Zaraz, bicze? Że
niby „bitch”e? Dziadowskie bitche? Hahaha, niezłe! Taka dygresja, sorry. Anyway. Dywanik nie
wystarcza, fotel nie wystarcza! Musi się jedno z drugim do łóżka pchać! Szczególnie
Cyganka. Zrzucam ją z tego łóżka ze sto razy na dobę. Za każdym razem patrzy na
mnie wzrokiem mówiącym: „No już dobra dobra. Przyrzekam, nie będę…”. Za kwadrans
przychodzę, a ona znowu na łożu rozciągnięta. Wrr….
7. Brud
w zabawkach kąpielowych.
Nie moich. Dzieci. Hahaha. Macie też takie zabawki z dziurką? Można do nich
wciągnąć wodę, a potem nią psikać. W tych zabawkach lubi sobie zamieszkać
ŻYCIE. Jak się tego pozbyć??? Pomocy!!!
8. Polskie
kino współczesne. Parę
lat temu powiedziałam sobie: Pier….ę, nie oglądam polskich filmów (tych robionych
aktualnie). Słusznie prawiłam, szkoda, że się tego nie trzymałam. Ostatnio zobaczyłam
m.in.: „Rewers”, „Kac Wawa”, „Samotność w sieci”, „Randka w ciemno”, „Sponsoring”.
Bolało. Już po 15 minutach wiedziałam, że to był błąd, ale trwałam w
masochistycznym przekonaniu, że może jednak coś z tego będzie. Niestety. Nomen omen kac pozostał.
Z polskim kinem problem jest taki, że robi się albo durne komedie, albo filmy
dołujące, o tragediach, chorobach, patologii, śmierci. Sorry, ja X muzę
traktuję jako rozrywkę, więc nie dla mnie dzieła, po których jest mi źle. Żeby była
jasność: w mojej filmotece jest kilkadziesiąt produkcji polskich, z tym, że
zrobionych przed rokiem 90-tym, z których większość uważam za genialne. Ale
to już temat obszerniejszy.
9. Biedronka
i konieczność płatności gotówką. Ja
z tych, co za wszystko – od paliwa na stacji benzynowej do piwa w wiejskim
sklepie – płacą kartą kredytową. Gotówkę miewam rzadko. Ale i tu świat zmienia się
na lepsze, ha! Biedra wprowadziła ponoć system płatności mobilnych. Muszę
przetestować.
10. Upływający
czas. Taaa, wiadomo,
o co chodzi. Tempus fugit i tak
dalej. Ale skoro wyznaję (przynajmniej staram się) zasadę, że nie wściekam się na
rzeczy, na które nie mam wpływu, to przynajmniej ten ostatni punkt mogę
zasadniczo olać.
Żeby nie było, że chodzę ciągle wkurzona.
Wręcz przeciwnie! Mam przygotowaną również listę pozytywną. Stay tuned!
0 komentarze