Technologia pod strzechą
Budowaliście kiedyś dom? Ten
wymarzony, wyczekany? Znam takich, którzy wychodzą z założenia, że jak już się
na to zdecydowali, to ten dom ma być super duży i wszystkomający. Potem często
nic z tego nie wychodzi, więc z doświadczenia zalecam nie odlatywać za bardzo.
Nam się to chyba udało, ale do dziś śmieszy mnie to, że budując pierwszy dom
jesteśmy narażeni na całą masę ekspertów, którzy przekonują nas, że w
reprezentowanej przez nich branży jest nam absolutnie niezbędny najbardziej rozbudowany lub wypasiony system. Jeśli jest to elektryk, to natrzaska nam setki punktów
świetlnych, ogrodnik wymyśli jakąś przedziwną kolejność uruchamiania się
podlewaczek ogrodowych, itd., itp.
My na szczęście nie daliśmy się (chyba) za bardzo naciągnąć, bo mąż architekt nie jest łatwym do naciągnięcia jeleniem.
Ale na przykład z systemem antywłamaniowym trochę atrakcji mieliśmy. Nie
kwestionuję dziś bynajmniej jego sensowności, ale zapewnił nam nie raz
mocniejsze bicie serc.
Alarm zaczęliśmy uruchamiać,
kiedy dom był na etapie budowy, w tzw. stanie surowym zamkniętym (czyli
okna i drzwi), a my mieszkaliśmy jeszcze w Warszawie. Okna wstawione, masę kasy
kosztowały, a ponoć zdarzają się przypadki wydłubywania świeżo zainstalowanych
(dacie wiarę???), więc alarm musi być. Niestety prawdopodobnie przez szparę pod
drzwiami garażowymi musiały dostawać się do domu małe zwierzaki, bo noc w noc
alarm się uaktywniał, a pani z monitoringu stawiała nas na baczność i kazała
recytować hasło.
W domu są też oczywiście czujki dymu.
A jakże. Mieszkamy tu już ponad 4,5 roku, a wciąż zdarza nam się włączyć alarm
pożarowy jakąś przypaloną potrawą w kuchni lub za szybko otwartą zmywarką, z
której bucha para. Jest wesoło, nie?
Ale mój faworyt to czujka gazu
usypiającego. Że też ktoś wpadł na to, że domowników można uśpić, wrzucając
jakiś zajzajer to systemu wentylacji i splądrować im spokojnie dom. Hardkor,
nie? W każdym razie miły pan od alarmu taką czujkę nam polecił zainstalować,
tylko uprzedził (te kilka lat temu), że jak będziemy mieli dzieci, to żeby
uważać, bo zasikana pielucha też może ją wzbudzić. Wiecie już, co będzie dalej,
nie? :-)
Czujka znajduje się w sypialni,
na ścianie po mojej stronie łóżka, blisko podłogi. Jak Nina była malutka i
karmiłam ją jeszcze piersią, nocami odbywało się to tak, że wyjmowałam ją z
łóżeczka, brałam do siebie do łóżka, karmiłam na śpiocha i odkładałam z
powrotem do łóżeczka, bez przewijania. Może nie jest za fajnie spać z zasikaną
pieluchą, ale wstawanie kilka razy w nocy na karmienie też fajne nie jest, więc
na przewijanie nie starczało mi już sił. Tak więc Nina ciamka sobie którejś
nocy słodko, ja kiwam się z ajfonem w ręku (zawsze coś tam oglądałam, żeby nie
zasnąć), a tu kątem oka widzę, jak zaczyna migać niebieska dioda na czujce. Nim
się zorientowałam, o co chodzi, alarm zaczął wyć straszliwie. Alarm zawsze wyje
straszliwie, ale w środku nocy to wycie jest takie, że włosy stają dęba. A jak się
jeszcze jest wybudzonym przez taki alarm ze snu, to już w ogóle trudno się zorientować,
o co chodzi. Nie wiem, jakim cudem Mąż pamiętał hasło do wyłączenia
alarmu. A pamiętał.
Z mniej spektakularnych historii,
to na przykład niania elektroniczna w
jakiś sposób wzbudza… no w zasadzie to nie wiem, co ona wzbudza właśnie. Ale efekt
jest taki, że panel od alarmu cały czas trzeszczy cichutko. Kiedyś myślałam, że ktoś nam
podsłuch podłączył. Ha ha ha.
No i tak. Technologia, XXI wiek i ten teges, ale nie ma co się dać
zwariować. A Wy macie jakieś ciekawe urządzenia w domu?
0 komentarze