A miało być tak pięknie...
Znacie to uczucie? Wszystko idzie
nie tak, jest źle, wiatr w oczy, cały świat przeciwko mnie i tak dalej. Myślicie
sobie: gorzej być nie może... A figa z makiem, właśnie że może!
Kiedyś już o tym wspominałam:
Mila (obecnie 2,5 roku) w wieku 6 miesięcy zaczęła przesypiać noce. Do teraz,
ale o tym później. W każdym razie super, rodzice przyjęli to jako sprawę
oczywistą, coś, co od losu się po prostu należy. Nina (właśnie skończyła rok)
od początku wykazywała spore przywiązanie do matczynej piersi. Tak mocne, że z piersią się nie bardzo lubiła
rozstawać za dnia, jak również nocą. Jak spać, to tylko z cyckiem w buzi. Tak więc
i w łożu rodziców. Długo tej sytuacji nie wytrzymałam. Z pomocą ojca dziecka
akcja odstawienia od piersi przebiegła sprawnie i bobasa przeflancowano do
własnego łóżeczka, wręczając butlę. Nie chcę słyszeć głosów krytyki, żem egoistyczna
matka i dziecko powinnam karmić piersią najlepiej do zerówki. Wiem doskonale,
jaka jest wyższość mleka kobiecego nad modyfikowanym, uwierzcie mi. Moja psyche
nie wytrzymała jednak tego dziecięcego terroru i jestem pewna, że wśród
czytelniczek-matek jest niejedna, która miała podobny dylemat i zakończyła
karmienie naturalne wcześniej, niż sobie to pierwotnie zaplanowała.
Ale OK., dziecko ostawione, więc
pół sukcesu już za nami. Teraz niech tylko się rzadziej budzi, a w zasadzie to
już jest takie duże, że niech całe noce przesypia. Nic z tego, Nina budzi się na
mleko nadal dwa razy w nocy. No nie, to nie tak miało być! Miała już dawno
przesypiać całe noce, jak jej siostra! „Jak Ci się nie podoba dwa razy, to mogę
się budzić częściej!” – Pomyślała Nina. Jak pomyślała, tak zrobiła. Aktualnie budzi
się 3-5 razy. Tak! I za każdym razem chce mleko. Jak ostatnio dostała mniej, to
ryk był taki, że mi uszy przytkało. Tak więc biegam tylko do sklepu po to
bebiko i bez trzech kaw rano ledwo na oczy widzę.
No dobrze. Nie może być gorzej? Może!
Starsza moja gwiazda – wstyd się przyznać, ale trudno – do tej pory spała w
nocy ze smokiem. Tylko w nocy. Zasypiała z nim, ale też całą noc go
dziamgoliła. Zbierałam się od dawna, aby to w końcu ukrócić. Ale ciągle coś. Narodziny
młodszej siostry, wyjazd jeden, wyjazd drugi, przedszkole. W końcu zebrałam się
w sobie i po powrocie z ostatnich wakacji okazało się, że smoczek niestety został
w samolocie… No co zrobić, straszna tragedia, ale jakoś damy sobie radę,
prawda? Pierwsze zasypianie było straszne. Rozpacz, płacz, histeria. Drugiego wieczoru
już było OK., Mila zrozumiała i jakoś – chyba – się z tym pogodziła. Od tego
momentu samo zasypianie nie stanowi żadnego problemu. Za to noc…. W nocy Mila
budzi hmmm… co chwilę. Nie może bez tego smoka spokojnie spać, wierci się, łka,
no straszna sprawa. Wiedziałam, że będzie ciężko, ale że aż tak… Za dnia też
bywa marudząca momentami, a do tej pory było to dziecko idealne i
bezproblemowe. Nie jest łatwo i nudy nie ma.
Tak więc nocami latamy z mężem od
jednej dziewczyny do drugiej. Jest świetnie.
To jak noce takie
przerąbane, to chociaż wynagrodzę sobie ten stan rzeczy w dzień. Gimnastyka,
kawa, poranny rytuał przed komputerem. No właśnie, komputer. Chyba ze trzy miesiące
już nosiłam się z zamiarem zakupu laptopa. Nie będę opisywać perypetii. W końcu
wybrałam pięknego lapka (może widzieliście zdjęcia, które wrzucałam na fb), na którym chciałam
pisać kolejne posty. Jest naprawdę śliczny, już mu nawet miałam zakupić
kosztowne etui. W każdym razie kupiłam go – tego laptopa – w zeszłym tygodniu, poinstalowałam wszystko, co potrzeba. I co się okazuje? No nie bangla coś. Nie będę
wchodzić w szczegóły, o co chodzi, bo to nie blog techniczny. Grunt, że muszę
go oddać, czekać na rozpatrzenie reklamacji i być w tym czasie bez kompa i bez
kasy. Pomocyyyyyyy!!!!!! A miało być tak pięknie!!!
0 komentarze